PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1253}

Fargo

7,6 113 844
oceny
7,6 10 1 113844
8,3 42
oceny krytyków
Fargo
powrót do forum filmu Fargo

Właśnie robię sobie przegląd całej filmografii Coenów i po kilku latach obejrzałem ponownie Fargo. Wchodzę na forum filmweb i oczom nie wierzę: "byle jaki", "rozczarowanie", "poniżej oczekiwań" itp.
Jeden z lepszych filmów w dziejach kina, po prostu arcydzieło i zupełny brak zrozumienia o co tak naprawdę w filmie chodzi.

Film nie trzyma w napięciu, bo to nie jest klasyczny kryminał.
A już zarzut, że film ma słabe dialogi, lub nie ma scen godnych zapamiętania skłania do zadania sobie pytania, czy aby osoba pisząca te kuriozalne opinie aby na pewno film obejrzała, a jeżeli obejrzała, to czy cokolwiek z niego zrozumiała.

No i perełka w stylu "taki typowy schemat ze <zbrodni i kary> [...] Idea wyświechtana." No ja przepraszam, ale jak ktoś w tym filmie widzi wyświechtany schemat zbrodni i kary, to po prostu ręce opadają.

Do wiadomości wszystkich, którzy filmu nie zrozumieli to jest to obraz opowiadający o BANALNOŚCI ZBRODNI. Jeden niezbyt bystry i zahukany przez teścia facet poprzez własną głupotę uruchomił lawinę, która się sama toczy i zbiera krwawe żniwo. Przestępcy nie są piekielnie inteligentnymi osobami w stylu Hannibala Lectera lecz zwykłymi debilami popełniającymi kardynalne błędy i beznamiętnie zabijającymi wszystkich, którzy staną im na drodze. Policjanci przyjeżdżają na miejsce zbrodni z kubkami kawy w ręce i oglądając trupy dwójki dzieciaków i kolegi po fachu prowadzą debilne rozmowy o niczym.
Właśnie dlatego, że film ma tak ospałą narrację, debilne dialogi w których co drugim słowem jest yeah, ani nie posiada klasycznego motywu walki dobra ze złem jest genialny i jedyny w swoim rodzaju.

W większości filmów przestępcy pokazani są jako zepsuci do szpiku kości, ale jednak ma swój chory sposób fascynujący osobnicy. Widz może się zachwycić ich niezwykłą inteligencją (np. Milczenie owiec), lub jakąś prywatną misją (np. Siedem). W Fargo przestępcy nie są w ogóle pociągający, są zwykłymi debilami pozbawionymi moralności. Obraz Policji także nie jest ikoną "stróżów prawa". Marge nie stają na głowie aby jak najszybciej schwytać sprawców zabójstwa. Bardziej ją zajmują sprawy takie jak zakup przynęty na ryby, możliwość zjedzenia obiadu za rozsądną cenę, czy też spotkanie ze szkolnym kolegą.
Takie jest jednak właśnie prawdziwe życie. Utkane z banalnych dialogów i małych, zupełnie nieistotnych w szerszym kontekście spraw. Coenowie jak nikt inny potrafią ową PRAWDZIWĄ rzeczywistość (a nie schematyczną hollywoodzką, do której nas kino przyzwyczaja) pokazać.

Film naprawdę epokowy. Dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Wszystko jest w nim genialne: zdjęcia, dialogi, muzyka, gra aktorska, sama fabuła.
Po prostu arcydzieło!

ocenił(a) film na 10
gggggrzegorz

99% osób nie rozumie sceny z Chińczykiem. A przecież jest najważniejsza z całego filmu.

Gordon Geko

Skąd pewność, że Chińczyk? I dlaczego ta konkretna scena ma być najważniejsza?

ocenił(a) film na 10
zweistein

Tutaj się rozpisałem: https://www.filmweb.pl/film/Fargo-1996-1253/discussion/Jedna+niejasno%C5%9B%C4%8 7,1731860

Gordon Geko

Coś tam jest o Chińczyku? ;)

Nawet jeśli twoja hipotezę (bo to przecież nie prawda objawiona) byłaby prawdziwa, nazwanie jej najistotniejszą w całym filmie jest sporą przesadą. Szukanie jednej sceny, która jakoby odkrywa prawdziwy klucz do odczytania filmu to bardziej nadużycie.

ocenił(a) film na 10
zweistein

Chińczyk, Japończyk czy Wietnamiec - jeden pies. Nazwanie tej sceny najistotniejszą nie jest przesadą, bo logicznie pasuje do całości, a bez jej zrozumienia nie można w pełni zrozumieć przekazu filmu - więc w pewnym sensie jest najważniejsza. To nie Jest moja hipoteza, a więc nie jest jedyną słuszną "prawdą objawioną". Wystarczy trochę poszperać w internecie w języku angielskim na temat sceny z Yanagitą, żeby dojść do tego wniosku. Jest to jednak jedyna właściwa interpretacja, jedyne tylko sensowne wyjaśnienie.

Gordon Geko

"Chińczyk, Japończyk czy Wietnamiec - jeden pies"
Zależy. Jakby była kwestia, Polak, Czech albo Ukrainiec, też "jeden pies"?

Sorry, ale bez tej sceny film dalej broni się jako całość, widz i tak "zrozumie przekaz", jaka jest wymowa, o czym traktuje opowieść.. Nadbudowujesz. A już buńczuczne zapewnienia, że nie ma zmiłuj i tylko ta interpretacja jest możliwa do przyjęcia... jest wręcz zabawna.
Bez tej sceny film nie jest już opowieścią o banalności zła i o tym, że pod zwyczajnością kryje się oszustwo i zbrodnia?

ocenił(a) film na 10
zweistein

Chodzi o logikę fabuły. Wg ciebie bez tej sceny film nadal byłby spójny, co jest nieprawdą. Bo nagle Marge pojawiłaby się ni stąd ni zowąd ponownie u Lundegarda i zagadnęła: a wiem pan o czymś jeszcze zapomniałam... Jeśli się ogląda ten film jak byle historyjkę bez głębszego przemyślenia, to można by to kupić. Jednak ktoś kto chce zrozumieć kolejne elementy, stwierdzi, że to się nie klei. Zółtek jest tym klejem i nie ma co się nad tym rozgadywać.

Gordon Geko

Ale to żaden "dowód" na kluczowy dla filmu charakter tej konkretnej sceny z Japończykiem. Wytnij tę epizodyczną scenę i masz tę samą historię z - tylko - ewentualnym pytaniem, dlaczego Marge zaczęła coś podejrzewać? Tylko tyle, reszta bez zmian, bez pęknięć: film pozostaje opowieścią o banalności zła i o tym, że pod zwyczajnością i szarością kryje się oszustwo i zbrodnia.

ocenił(a) film na 10
zweistein

Tu nie chodzi tylko o banalność zła, ale też banalność dobra, czyli przypadkowe rozwiązanie zagadki. Margie potrzebowała "wstrząsu emocjonalnego", aby do sprawy podejść w sposób zdeterminowany. Przecież przed sceną z Yanagitą zaczęła się już pakować, dowiadujemy się, że miała wracać, bo nie miała żadnych śladów. Musiało nastąpić jakieś nieprzewidziane zdarzenie, aby chciała wracać do Lundegarda. Sam Lundegard był akurat całkowicie rozstrojony, kiedy przyszła i dlatego zachował się tak głupio. Dobro i zło ścierało się ze sobą poprzez "losowe" wydarzenia. Czyli scena z Yanagitą wszystko zmienia, bo pokazuje, jak dobro może wygrać - przez przypadek.

Gordon Geko

Znacznie lepiej wygląda to "na sucho" niż w zestawieniu z filmem. Sięgając do samego filmu widać, że coś zgrzyta, nie pasuje.

Ten postulowany przez ciebie "wstrząs emocjonalny" nie sprawił wcale, że Margie zaczęła podejrzewać Lundegarda. Nie, nic z tego - w film widać wyraźnie, że wraca do salonu, bo zastanowiło ją, czy na pewno samochód nie został skradziony, chciała się upewnić, przecież prowadzi śledztwo. Nawet wyraźnie nerwowe zachowanie Lundegsarda nie zainteresowało ja szczególnie (podobnie jak za pierwszym razem), tak dalece, że pozwoliła mu wyjść z gabinetu, a gdy już uciekał, spokojnie przeglądała sobie zdjęcia w ramkach i zupełnie nie zauważyła, że patrzyła na sfałszowane numery samochodów.. Więc koncepcja, że wcześniejsze spotkanie z Yanagitą spowodowało jakiś wstrząs, przejrzenie na oczy, zobaczenie zła kryjącego się za szarą rzeczywistością ("Lundegard, teraz podejrzewam, że maczałeś w tym palce!"), kupy się nie trzyma.
Spotkanie z Japończykiem nie jest absolutnie sceną decydującą dla filmu, czy też najważniejszą. Oczywisty błąd interpretacyjny.

ocenił(a) film na 10
zweistein

I znów się mylisz. "bo zastanowiło ją" - niby jak długo ją to zastanawiało? Jakoś przed rozmową z koleżanką nie było w niej żadnej refleksji, nic ją nie zastanawiało i chciała po prostu wracać. Refleksja przyszła "przypadkowo" dopiero po tym jak się dowiedziała, że została oszukana. W tej scenie jedzie samochodem i widać po niej lekki szok. Po chwili przychodzi jej myśl do głowy, co również widać po jej twarzy. Możesz negować te wszystkie fakty, ale to już będzie zła wola z twojej strony lub ignorancja.

Oczywiście można sobie wyobrazić, że tak samo przyszła jej do głowy ta myśl bez żadnej przyczyny. No oprócz tego, że... się zastanawiała i tak jej wpadło. Tylko że jakoś nie widać, by się szczególnie zastanawiała nad tym wcześniej. Dedukcja i połączenie faktów przyszły jej do głowy dopiero po całej akcji z Yanagitą.

Kwestia jej dobrotliwego zachowania wobec Lundegarda to odrębny temat. Fakt, że przyszła jej do głowy możliwość, że Lundegard ją oszukał podobnie jak Yanagita nie musiała być tak jednoznaczna. Prędzej jej podświadomość podpowiedziała jej, że tę myśl, ale świadomie zastąpiła to czymś innym: że Lundegard mógł się po prostu pomylić (co do kradzieży wozu).
Ale nawet nie musielibyśmy konstruować takich psychologicznych niuansów, bo jest jeszcze prostsze wyjaśnienie: mogła pomyśleć, że to Lundegarda oszukano (osoby który z nim współpracowały podały mu nieprawdziwe informacje, np. Indianin).
Margie nie była więc wobec niego podejrzliwa. Nie była super-policjantką, ale prostą osobą, którą rzadko w kinie można oglądać.

Tak więc spotkanie z Japończykiem jest absolutnie sceną decydującą dla filmu,

Gordon Geko

Żaden "szok" (sic!). Twarz beznamiętna, a przez chwilę widać, że coś (myśl, niepewność) jej przyszło do głowy. Do szoku jeszcze daleki ocean. Konia z rzędem, kto dostrzeże w tej twarzy "szok", jak ty... ;) Można dopisywać do tej sceny mitologie, ale po co?

"ta myśl bez żadnej przyczyny. No oprócz tego, że... się zastanawiała i tak jej wpadło."
Tak chyba normalne: jest w trakcie śledztwa, myśli o jego okolicznościach,o tym, czegoś się dowiedziała - i dochodzi do wniosku, ze coś nie pasuje, że czegoś nie wie na pewno. A wcześniej nie wzięła tego pod uwagę. to tez normalne. Tylko tobie wydaje się, ze musiał być przełom, wstrząs, katharsis, Armageddon - sama bohaterka niczego takiego nie ukazuje.
To ze myśl jest efektem spotkania z Japończykiem, to tylko twoja hipoteza - nie do udowodnienia. To chyba oczywiste? ;)

" Prędzej jej podświadomość..."
Dobre! Skoro w filmie mamy zaprzeczenie twojej koncepcji, najlepiej iść w dywagowanie o podświadomości i dumanie, że było coś, czego w filmie widzowi nie pokazano... A pokazano wręcz jednoznacznie: po twoim przełomie z Japończykiem Margie jedzie do Lundegarda wcale nie po to, żeby go zdemaskować, bo dalej go nie podejrzewa. Jedynie chce sprawdzić, czy jego informacje o samochodzie są ścisłe. I tu twoja "koncepcja przełomu" wali się z hukiem, pozostaje tylko grzebać w podświadomości, skoro nadświadomość przeczy tak silnie... ;)

Tak więc spotkanie z Japończykiem jest absolutnie sceną poboczną dla filmu, Wnosi klimat, opowiada o rzeczywistości, która wygląda inaczej niż myślimy, dopowiada o ludziach, którzy kłamią. Ale nie ma w niej klucza do filmu, jak twierdzisz. Bo bez tej sceny filmu nie przeczytamy inaczej niż czytamy z nią - proste.

ocenił(a) film na 10
zweistein

Tak jak pisałem - możesz negować te sceny, ale to jest zwykła ignorancja. Jesteś ignorantem skoro nie dopuszczasz takiej możliwości, skoro ona logicznie pasuje do opowieści. Po twarzy Margie widać szok, ale nie taki wielki, jakby przed chwilą otarła się o śmierć. Był to subtelny szok, który został genialnie zaprezentowany przez aktorkę. A potem przez ułamek sekundy widać u niej lekkie zmarszczenie, co świadczy, że coś jej przyszło do głowy. Nie jest to więc żadna mitologia - jesteś po prostu ignorantem, który wyolbrzymia znaczenie słów, stosując sztuczki erystyczne. Nie mam nic przeciwko tym sztuczkom, pod warunkiem że mają pozytywny cel prowadzić do pokazania prawdy (mimo że przez drogę kłamstwa). Ty robisz to w niecnym celu, zamazując prawdę.

Wcale nie myślała szczególnie mocno o okolicznościach śledztwa, skoro już miała wracać do siebie. Nawet sama bohaterka na początku drugiego spotkania z Lundegardem mówi do niego coś w rodzaju: "już miałam wracać, ale coś mi przyszło do głowy..." Dowodzi to jednoznacznie, że nie miała zamiaru wracać do Lundegarda - czyli nie była w trakcie przeprowadzanie procesu myślenia nad śledztwem. Gdyby rzeczywiście była nastawiona na rozwiązanie zagadki (czyli byłaby zmotywowana do tego), to nie wracałaby do swojego miasta, a tym bardziej nie zasygnalizowałaby Lundegardowi, że chciała sobie sprawę odpuścić.

Przyczepiłeś się do mojego pomysłu o podświadomości - przyznam, że dość wyrafinowanego - nie biorąc pod uwagę możliwości sprzeczności głęboko ukrytej intuicji ze świadomym zachowaniem. Podałem ten pomysł jako jedną z możliwości. O drugim - bardziej racjonalnym wyjaśnieniu, że to Lundegard mógł w jej mniemaniu paść ofiarą manipulacji czy kłamstwa, nawet nie raczyłeś wspomnieć. A na koniec zaczynasz tworzyć sztuczne konstatacje. Tym razem świadczy to już nie tyle o ignorancji, co o twej złej woli i braku obiektywizmu.

Gordon Geko

Nie tyle ignorancja (inaczej niż twoja autentyczna i ostentacyjna hucpa, skoro twierdzisz, ze to MUSI BYĆ najważniejsza scena w całym filmie) co trzeźwy osąd. Niepodobna udowodnić twojej koncepcyjki, pozostanie na zawsze w sferze domysłów, przypuszczeń, wątłych hipotez.
Jeżeli myli ci się wyraz zastanowienia z "subtelnym szokiem" (dziwo szczególne), nic dziwnego, ze inne rzeczy też troszkę :)

Wracam do kwestii zasadniczej: czy bez tej dyskutowanej sceny widz pojąłby film inaczej niż z nią - czytaj: błędnie, inaczej niż być powinno? Czy jej brak sprawiłby, że wymowa filmu byłaby inna? Proste pytania.
Odpowiedź jest oczywista: nie. Wytnij tą scenę i film pojedzie dalej, jak gdyby nigdy nic, zaś w miarę trzeźwy widz zaś nie będzie miał cienia wątpliwości, jak ma rozumieć historię przedstawiona na ekranie. I to zamyka dyskusje o tym, czy istotnie jest to scena kluczowa i najważniejsza w całym filmie. Chyba, że ktoś woli kręcić się w kółeczko w swojej własnej piaskownicy. To oczywiście możesz,tylko po co te sztuczne racjonalizacje, gdy hipoteza pozostaje bardziej subiektywnym przypuszczeniem i wrażeniem?

ocenił(a) film na 10
zweistein

Zero merytoryki, samo pustosłowie i obrażanie mnie. Nie będę z tobą dyskutował, skoro nie odnosisz się do mojego komentarza. Odpowiedź na pytanie "czy bez tej dyskutowanej sceny widz pojąłby film inaczej niż z nią - czytaj: błędnie, inaczej niż być powinno? Czy jej brak sprawiłby, że wymowa filmu byłaby inna?" już podałem wcześniej i udajesz, że jej nie było: tak bez tej sceny (prawie) wszystko się zmienia. Wymowa byłaby podobna, ale nie ta sama, bo bez niej dostajemy tylko opowieść o banalności zbrodni - tzn. że zbiegi okoliczności do niej doprowadzają. Ponadto rozwiązanie zagadki byłoby zwyczajne. Ze sceną Yanagity dostajemy dodatkowo banalność rozwiązania śledztwa, kiedy znów przypadkowe olśnienie (w sensie spowodowania przez poprzednie przypadkowe wydarzenie) okazuje się dawać przełom w śledztwie.
W sumie więc otrzymujemy inną, bardziej pesymistyczną wymowę: człowiek jest marny, udaje mu się coś głównie dzięki szczęściu, a złe uczynki nie są wyrazem jego woli, ale raczej zrządzenia losu.

Gordon Geko

Co cie tak strasznie obraża? Może to, ze ktoś ma czelność nie zgodzić się z twoja wykoncypowaną teoryjką, której niepodobna udowodnić inaczej niż "argumentami" o wypatrzonym "szoku" bohaterki i "podświadomości", która jakoby kieruje jej działaniami?
Zarzucasz mi brak merytorycznych argumentów, a sam grzebiesz się namiętnie w odmętach subiektywnych wrażeń przedstawiając je pod płaszczykiem racjonalności i obiektywizmu.

"już podałem wcześniej i udajesz, że jej nie było: tak bez tej sceny (prawie) wszystko się zmienia... "

Jeszcze raz: to tylko twoja hipoteza. Nie do udowodnienia, czego przyznać nie chcesz. Moim zdaniem - nic się nie zmienia. Więcej, zachowanie policjantki w biurze wskazuje wyraźnie, że nie dostrzega w Lundegardzie przestępcy, ba - nawet podejrzanego. Koncentruje się na pytaniu o samochód, lekceważąc widome ślady zdenerwowania Lundegarda. Ten twój domniemany "przełom" i "szok" niczego nie zmienia w jej podejściu do rzeczywistości.
Widz widzi znacznie więcej, mimo ze żadnego "subtelnego szoku" (sic!) nie przeżył.
Pozostaje opowieść o banalności dobra i zła, o przypadku i szarzyźnie życia. Może któryś pojedynczy widz zastanowi się, skąd Margie przyszło do głowy, że powinna raz jeszcze sprawdzić, czy samochód aby na pewno nie zniknął z salonu... Może kolejny powiąże to ze sceną spotkania z Japończykiem.. Wątki poboczne, w istocie nieistotne dla czytania całości. Dla większości nie będzie miało to znaczenia dla logiki fabuły i wymowy całości. Film "działa" znakomicie bez nich, nie w tym znaczeniu, ze są nieudane czy niepotrzebne, lecz w tym, że nie zmieniają rozumienia całości obrazu, nie zakłócają jednoznaczności sensu narracji.
Zaś zapewnienia, ze ma to niby być najistotniejszą sceną dla całego filmu są po prostu czystym absurdem.
Mnie nieszczególnie przeszkadza, że ktoś może mieć inne obserwacje, uwagi, nawet niezwykłe. Natomiast prezentowanie niepewnej hipotezy, która opiera się na wyraźnym widzimisię autora jako absolutnie pewnej interpretacji jest po prostu hucpą i nadużyciem.

ocenił(a) film na 10
zweistein

Zaczynasz być już żałosny w tym powtarzaniu swoich bzdur o hucpie i moich "widzimisię hipotezach". Po pierwsze, już ci pisałem, że to nie moja teoria i wystarczy sięgnąć do angielskich dyskusji o tej scenie. Skoro jesteś tak leniwy, to nawet podam ci przykład:
https://movies.stackexchange.com/questions/290/what-significance-does-mike-yanag ita-have-in-fargo

Oto pewien cytat z tego forum"
"If the Coen Bros. didn’t have final cut, a studio executive would have demanded that they cut that scene because it doesn’t make sense, it doesn’t contribute to the plot. But if you really pay attention to “Fargo,” that scene is really pivotal to Frances McDormand’s character because when she finds out that Mike Yanagita is completely lying about his wife dying, that it was a complete lie, she’s just shocked that she could have been lied to."

Mam nadzieję, że nie muszę ci jeszcze tłumaczyć tego na polski.

Jest wiele osób, które myślą tak jak ja. A ty mi mówisz o moim widzimisię, mojej "koncepcyjce", hucpie, nadużyciu. Żenada.

Po drugie, ponieważ jednak masz problem z tym, że Margie zachowuje się tak jakby "nie dostrzegała w nim podejrzanego" (wg twoich widzimisię koncepcyjek), to przyjmij tylko drugą możliwość, że ktoś mógł Lundegarda oszukać wg niej, co łatwiej jej przyszło do głowy po Yanagicie. Skoro jesteś takim prostakiem, to zapomnij o podświadomości, szoku itd. i weź to proste wyjaśnienie. Więcej nie dyskutuję, dopóki nie odniesiesz się konkretnie do komentarza.

ocenił(a) film na 10
Gordon Geko

Ups... ktoś się pokusił znów o "wykoncypowaną i nie do udowodnienia teoryjkę":
http://screenprism.com/insights/article/what-is-the-point-of-mike-yanagita-in-fa rgo

No nie niemożliwe - nawet znani krytycy zgadzają się co do tego:
https://www.rogerebert.com/reviews/great-movie-fargo-1996

"I think Mike works as a mirror of Jerry, and that the dinner scene acts as the link between Marge's first and second interviews with him. The next morning, she is preparing to return to Brainerd when a high school girlfriend tells her that everything Mike said was a lie. That's the wake-up call that leads back to Jerry's desk at the dealership. The Mike interlude not only provides a delicate study of Marge coping with an embarrassing situation, but is infinitely better than the alternative a single interview with Jerry that simply grinds him down."

Rozumiem, że będziesz się teraz chłopcze kłócił tymi wszystkimi krytykami i analitykami. Odpuść sobie.

Gordon Geko

Znakomicie, pozostaje tylko wskazać te opinie znakomitych analityków,, które wspomnaną scenę charakteryzują jako najważniejszą w całym filmie, bez której cały obraz nie jest możliwy do właściwego odczytania. To jest główny przedmiot sporu, co sprytnie przemilczasz.

ocenił(a) film na 8
Gordon Geko

Gordon musisz się w końcu nawrócić tak jak swego czasu Bracia Cohenowie... można się zgodzić co do tego że Fargo jest interpretowane jako przypadek w życiu człowieka (tak w najprostszym skrócie) ale przecież już 11 lat póżniej w "To nie jest kraj dla starych ludzi" motto przewodnie jest już zupełnie inne "Nie uciekniesz przed tym co ma nadejść" to cytat z tego filmu czyli że jednak istnieje przeznaczenie.
PS. Zajrzałem szerzej w twoją podświadomość (zdalnie ale zawsze) Film tak ci przypadł do gustu nie tylko dlatego że zgadzasz się z przekazem ale również poświadomie utożsamiasz się z niezbyt atrakcyjnym wyglądem (brak samoakceptacji swojgo wyglądu) postaci z tego filmu dlatego tak bardzo się z tym wszystkim identyfikujesz

gramin

mam pytanie,czy serial trzeba oglądać od pierwszego sezonu czy mozna zacząć od trzeciego i wrócić poźniej do pierwszego?

ocenił(a) film na 8
mrs robinson

kolejność dowolna. Każdy sezon to samodzielna historia w różnych czasach i miejscach. Wspólny mianownik to fatalistyczny styl tych historii

dezertx

dziękuję:)

ocenił(a) film na 9
gramin

Dobrze napisane!

ocenił(a) film na 7
gramin

Film ciekawy i wciągający tą swoją dziwnością. Tak, bo oglądałem go i sobie myślałem "Ale ten film jest dziwny". Bohaterzy gadają o jakichś pierdołach, akcja niby trzyma tempo a jednocześnie jest mozolna ale to wszystko jakoś tak ładnie po prowadzone że chciałem ten film oglądać i nie mogłem oderwać uwagi. Te specyficzne dialogi trochę kojarzące się z twórczością Tarantino (rozmowy dwóch porywaczy) bardzo trafiają w mój gust :) Aż dziwne, wiele razy otarłem się o ten film i oglądałem go po raz pierwszy wczoraj. Polecam !

ocenił(a) film na 8
gramin

A mnie przeraża to, że ludzie piszą komentarze, że ich przeraża to, że ludzie kompletnie nie rozumieją tego filmu.

poco92

A mnie przeraża to, że ludzie piszą komentarze, że ich przeraża to, że innych przeraża to, że ludzie kompletnie nie rozumieją tego filmu.

ocenił(a) film na 8
zweistein

No to każdy z nas się trochę poprzerażał i jest miło.

ocenił(a) film na 3
gramin

Zazdroszczę, jak tak słaby ,nudny i banalny film może aż tak fascynować:)

ocenił(a) film na 5
gramin

Ja doskonale rozumiem co chcesz przekazać, ale wiedz, że właśnie te debilne dialogi czy te debilne postacie, nie każdego JARAJĄ =)
Nie każdy film, który jest "jedyny w swoim rodzaju" JEST ARCYDZIEŁEM.

Ten film był po prostu nudny, a to, że dialogi były jak u prawdziwych ludzi (debili)
kompletnie nie sprawiło, że ten film mnie wciągał coraz to bardziej z każdą minutą, wręcz przeciwnie bym powiedział.

a i fabuła też w moim odczuciu nie była genialna...





ocenił(a) film na 8
gramin

Ze spotrzeżeniami co do przedstawionego świata prostych ludzi się zgadza, ale ukazywanie tego filmu przez Ciebie jako jakieś przełomowe arcydzieło epoki to ogromna przesada. Film jest jedynie wprowadzeniem do tego zakręconego świata, który znacznie bardziej wyeksploatowany jest w serialu, który jest pod każdym względem lepszy od tego filmu. Choć ten film jest i tak na prawdę dobry i o dziwo właśnie całkiem oryginalny.

gramin

Bzdury



gramin

A możesz mi przy okazji wytłumaczyć za co Frances dostała oscara Za rolę pierwszoplanową? Nie dość że na ekranie była mniej niż ktoś kto gra role drugoplanowe, to gdy była to jej gra nie była wgl pod dobra pod żadną kategorie nagród

gramin

Jak dobrze, że ktoś wreszcie to napisał. Brawo za podsumowanie. W punkt.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones